Relacja z 6 POZNAŃ Półmaraton




Jak już wspominałem w pierwszym poście pierwszym sprawdzianem po ponownym zarażeniu bieganiem był poznański półmaraton.

Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać, w szczególności, że wcześniej (nawet podczas zimowych rozbiegań) nie miałem do czynienia z takim dystansem, Maksymalnie podczas mojego '' zimowego przygotowania'' (czyt. szurania) udało się przebiec 18 km. No ale w końcu wtedy w mojej głowie był jeden cel - maraton w październiku, więc wypadało po drodze zasmakować półmaratonu.

Atmosfera masowej imprezy dała o sobie znać już podczas szukania miejsca parkingowego. Ludzie (a może raczej policjanci?) przestali zważać na zakazy i parkowali np na pasach zieleni pomiędzy ulicami ... i dobrze bo jeżeli chodzi o miejsca parkingowe w okolicach MALTY było bardzo ciężko.

Wraz z moimi kompanami ( '' Pani fotograf " oraz przyjaciel z uczelni - również zawodnik) dotarliśmy na miejsce startu ...
. Szeroka jezdnia oraz delikatny ( na początku nie zauważony przeze mnie ) podbieg.
Muzyka, mnóstwo uśmiechających się ludzi oraz świecące słońce - mimo ledwie 5 stopni atmosfera i tak sprzyjała bieganiu. Rozgrzewka z jakąś Panią (niestety jej nie widziałem) i start!

Ustawiliśmy się w sektorze na czas 1:50:00 - miejmy nadzieję, że się uda.

Bieg zaczeliśmy bardzo spokojnie, był straszny tłok, więc praktycznie szliśmy. Po minięciu startu delikatnie się rozluźniło więc można było narzucić założone wcześniej tempo. Biegło się bardzo przyjemnie, duża ilość kibiców motywowała co przełożyło się na czas - 5 km w 00:25:15 - pomyślałem sobię, ze trochę za szybko ... ale czułem się świeżo - biegnę dalej. Następne kilometry to kolejni motywujący kibice oraz zespoły i różnego rodzaju orkiestry. Kolejne 5 km i 10 km w czasie 00:49:49 - zacząłem się obawiać, że nie starczy mi sił ale nie zwalniam - kolega również otrzymuje mi kroku.

Następne 5 km strasznie szybko zleciało - dobrze pamiętam punkt z wodą na 15 kilometrze ponieważ strasznie dużo wysiłku kosztowało mnie podbiegnięcie pod delikatną górkę na której się znajdował - patrze na czas 01:15:01 - przestraszyłem się szczerze mówiąc ponieważ tempo było sporo szybsze niż założone a poza tym zbliżaliśmy się do magicznej granicy 18 kilometrów.

Po 16 kilometrze postanowiłem przyspieszyć - w moim odczuciu przyspieszyłem ale jak się później okazało niewiele no ale wiadomo - kolejne kilometry i więcej sił włożonych w utrzymanie tempa. Moim zdaniem był to kluczowy moment w całym biegu. Minąłem 18 kilometr i poczułem ulgę ponieważ samopoczucie było dobre. Oddechowo czułem się dobrze - gorzej z nogami ale i tym razem kibice nie zawiedli. Pod tym względem trasa była bardzo fajnie ułożona , tam gdzie zawodnik mógł odczuwać dyskomfort spowodowany zmęczeniem pojawiali się kibice motywując do dalszego wysiłku. Również mnie zmotywowali co spowodowało, że 20 kilometr przekroczyłem w czasie 01:39:16.

Pamiętacie ten "delikatny podbieg" o którym mówiłem na początku? Teraz dał o sobie znać - strasznie wchodził w nogi. Na ostatnich kilometrach myślałem o dwóch rzeczach :
Pierwsza kłębiła się w mojej głowie - była pozytywna bo mówiła mi, że do mety pozostał kilometr - to mało
Druga natomiast przy użyciu moich oczu dobijała mnie tym, że metę miałem w zasięgu wzroku i było to tak strasznie daleko !
Te dwie myśli walczyły ze sobą - koniec końców wygrała ta pierwsza. Na metę wbiegłem z czasem 01:44:28 ! To 5 minut i 32 sekundy szybciej niż zakładałem ! Byłem szczęśliwy !

 ja (po prawej) i mój kompan 


Więcej zdjęć w galerii
klik :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz